Michal Doleżal przestaje być trenerem reprezentacji Polski w skokach narciarskich. Wszystko wskazuje na to, że krajowa federacja w najbliższym czasie ogłosi nazwisko jego następcy, którym ma być Thomas Thurnbichler. Przybliżamy postać niespełna 33-letniego szkoleniowca.
W ostatnich dniach Thunrbichler wyrósł na głównego kandydata do objęcia kadry, o czym mówiło się w kuluarach. We wtorek informację o planach podpisania z nim czteroletniej umowy podał Piotr Majchrzak ze sport.pl.
– Thomas Thunrbichler może trenować Polaków? Mówisz serio? – dopytywał Jan Hoerl, zagajony o rodaka. – To świetny fachowiec, ale... nie wierzę, że Austria go wypuści – prognozował Michael Hayboeck. Asystent w kadrze Andreasa Widhoelzla najpewniej da się jednak przekonać Polakom.
Co okaże się decydujące? Jak zwykle przy wyborze pracy liczą się finanse. Thurnbichler miał zarabiać w Austrii "dość mizernie", szczególnie że uchodził za prawą rękę głównego szkoleniowca. W kuluarach mówiło się o kwotach... pięciokrotnie niższych niż ta przelewana z PZN na konto doktora Haralda Pernitscha – najlepiej opłacanego człowieka w historii polskich skoków.
Thurnbichler przyjmując posadę w Polsce wreszcie wyjdzie z cienia, w którym pozostawał od dawna. Jeszcze w czasach juniorskich mógł mieć uzasadnione nadzieje na karierę skoczka. Zdobył brąz mistrzostw świata juniorów indywidualnie i trzykrotnie stawał na podium tej imprezy z zespołem.
Przejście do wieku seniora okazało się jednak wyjątkowo trudne. Gdy na skoczniach świata rządzili jego rodacy, wywalczenie miejsca w kadrze na Puchar Świata było dla Thurnbichlera niemal nieosiągalne. W zawodach elity skakał tylko dwukrotnie, zawsze jako przedstawiciel "grupy krajowej" w austriackiej części Turnieju Czterech Skoczni. Liczba punktów: 0.
Wyniki zepchnęły go do zawodów drugiej ligi. W Pucharze Kontynentalnym był w stanie wygrywać, choć nie prezentował tak dobrych skoków jak jego brat – Stefan, który zwyciężył w 17 zawodach tej rangi oraz trzy razy triumfował w klasyfikacji generalnej. Thomas – siłą rzeczy – musiał zrozumieć, że jako sportowiec nie podbije świata, który wówczas należał do jego rodaków – Gregora Schlierenzauera i Thomasa Morgensterna. Postawił, więc na trenowanie.
Jest jedną z najbardziej charakterystycznych postaci w "miasteczkach" na skoczniach. Nie stroni od żartów, w Planicy widać było też że rodacy chętnie słuchają jego wskazówek. Tunele w uszach, tatuaże na przedramionach i atletyczna sylwetka wyróżniają go z tłumu. Do tego bardzo dobrze radzi sobie w trakcie gry w "siatkonogę", niekiedy naprawdę finezyjnie podbijając piłkę.
Ekwilibrystyka to w przypadku Thurnbichlera żadna nowość. Spośród wszystkich jego skoków tylko jeden przedarł się do świadomości kibiców i do dziś jest odtwarzany na YouTube. 13-letni Thomas był przedskoczkiem w Bischofshofen. Spadł na bulę, ale umiejętnie poderwał narty i... dofrunął w okolice punktu K. Tak powstał tak zwany "Double jump".